Niedziela, 21 czerwca 2020 roku, XII tydzień zwykły, Rok A, II
XII niedziela zwykła
Prorok Jeremiasz pochodził z Anatot, małej miejscowości oddalonej kilka kilometrów od stolicy państwa. Z natury nieśmiały Jeremiasz wiódł życie spokojne, unikał konfliktów i sporów, pomimo iż kraj jego przeżywał trudne chwile. Ta domowa sielanka trwała aż do chwili, w której odkrył i zrozumiał, że Bóg wzywa go do trudnej i niebezpiecznej misji.
Armia króla Babilonu panowała niemal nad całym terytorium Izraela, a upadek stolicy kraju Jerozolimy wydawał się być nieunikniony. Król izraelski i wojskowi dowódcy stracili kontrolę nad wydarzeniami. Nie wiedząc, co należy uczynić, wydawali sprzeczne ze sobą rozkazy. Religijni przywódcy narodu, nie dostrzegając dramatyczności sytuacji, chwalili i błogosławili decyzje rządzących, a ludziom powtarzali: „Wszystko jest w porządku, żadne zło nie przydarzy się wam…” A przecież wszystko dookoła chyliło się ku upadkowi.
W tej oto dramatycznej sytuacji rozlega się głos proroka Jeremiasza, który w Jerozolimie mówi bez ogródek, że przywódcy kraju zachowują się w tej trudnej politycznie sytuacji jak ostatni głupcy, a ich pobożność, religijność jest fałszywa, stanowi namiastkę prawdziwej pobożności. Oskarża autorytety rządowe, polityczne, religijne o oszukiwanie społeczeństwa, o wewnętrzne rozgrywki i głośno mówi swoim ziomkom, że idą wprost ku narodowemu rozproszeniu. Mówi: „Widzę zbliżający się terror, zagładę z każdej strony”. Zaatakowani liderzy narodu nie wymyślili nic lepszego nad rzecz znaną od dawna: najprościej prześladować ludzi niewygodnych.
Czytanie dzisiejsze zaczyna się od ukazania nam ostrej reakcji rodaków Jeremiasza na jego wołanie o roztropność. „O czym ty mówisz, dlaczego siejesz panikę” – tak drwią z niego. Rzecz, którą Jeremiasz odczuwa boleśnie, to widok pośród przeciwników i wrogów, jego jeszcze wczorajszych przyjaciół. Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku (por. Jr 20, 10).
- poprz.
- nast. »»